Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają tego bloga.
***
To wszystko moja wina.
Gdyby nie ja, Natsu... On mógłby żyć. -wilczyca spojrzała na
swój różowy znak na łapie- Nie
mogę tam wrócić... W Fairy Tail wszyscy są przyjaciółmi, a gdyby dowiedzieli
się przez kogo Natsu nie... -do kałuży wpadła
kolejna łza- Ja już nie
mogę spojrzeć im w oczy...
Nagle rozległ się szelest liści. Lucy nastawiła uszy, ale zobaczyła tylko wilka w masce i straciła przytomność.
Wilczyca otwarła oczy.
-Myślałem, że nigdy już się nie obudzisz. -powiedział szaman
-Co z Natsu?!
-Czy nie powinnaś jeszcze trochę odpocząć?
-Co z Natsu?!
-Czy chcesz, żebym zaparzył ci ziół na uspokojenie?
-Nie. Co z Natsu?! -Lucy uparcie powtarzała to samo. Szaman westchnął.
-Nie jest z nim dobrze.
-Czy on... nie żyje.
-Tak... ale też nie.
-O co ci chodzi?!
-Powiedzmy, że ciało jest na ziemi, ale dusza błądzi po świecie.
-Czyli można go ocalić? -w oczach wilczycy zabłysnęła iskierka nadziei
-Jeśli przygotuję odpowiednią miksturę...
-No to do roboty!
-Ehh...
***
-Już prawie gotowe.
-Prawie?
-Mhm. Jeszcze tylko dwa składniki, ale bardzo ciężko jest je zdobyć.
-Jakie?
-Jad mantykory i...
-Serio? To chyba nie problem.
-Ah. No, tak.- szaman podszedł do ciała Natsu i napełnił fiolkę jadem z rany (fuj, fuj!).
-Mówiłeś coś o drugim składniku.
-Tak, jednak tym razem raczej nie ma szans na jego zdobycie...
-Co to jest? -zapytała Lucy, a szaman szepnął jej coś do ucha- Rzeczywiście. Chyba nie uda się go uratować...
***
No i znowu nie udało mi się zrobić drugiego wątku! Ale zdradzę, że nasz szaman będzie miał z tym coś wspólnego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz